Maraton w Jeleniej - szok. Trening w ulewie !
Niedziela, 19 czerwca 2011
· Komentarze(3)
Kategoria 100-150km, Ze zdjęciami
Na początek może się pochwalę:
zająłem 3 miejsce na maratonie w Jeleniej Górze mimo ,że w tym samym czasie siedziałem w Kaliszu na sali i męczyłem się na egzaminie z rachunkowości ;)
Ale jak to mówiłem "będę z Wami duchem" i widocznie podziałało ;-) Fajnie !
A dziś pojechałem jak gdyby nigdy nic, po ciężkim maratonie ,na rynek do Ostrowa Wlkp. gdzie miałem nadzieję na chociaż lajtową ,ale jednak jazdę w grupie. Wszyscy do JG nie jechali więc myślałem o jakiś 5-10 osobach a tu dupa.
Pojawił się tylko Marcin ,który przyjechał się "rozjechać" i ojciec z synem z Wysocka. Pomyśleliśmy aby też jednak pojechać na górki, a po drodze wstąpić do kolegi Pawła na stację na kawę. Ale jak się później okazało nie było go jednak dziś w pracy.
Jeszcze wracając to: jeszcze w samym Ostrowie Marcin przebił dętkę na szkle które leżało na całej szerokości ulicy, moje oponki i dętki przetrwały.. Chwilę później ruszyliśmy w trasę.
Od samego początku prowadziliśmy, w pewnym momencie widzimy na górce ,że z dwójki ojciec-syn ,skacze do przodu starszy z dwójki. No to my za nim.. Dojechaliśmy po kilku chwilach i skacze syn.. No to ja za nim sprintem pod tą górę i nie obszedł się smakiem "zwycięstwa". podjeżdża do mnie Marcin i pada decyzja ,że jak chcą się tak bawić to uciekamy.. I od tej pory już ich nie widzimy.. Raz aby się do nas zbliżyli na 300m ,a później już kompletne zero..
Wjechaliśmy pod maszt w Mikstacie i później pod ostry wiatr do Ostrowa ,a ja do Krotoszyna. Przed samym Mikstatem zadzwonił do mnie tata ,że zbliżają się mega chmury ,zaczyna padać i pyta gdzie jestem czy zdążę.. No ale do domu było jeszcze prawie 50km więc dupa... Z resztą trochę nie dowierzałem bo my mieliśmy lazurowe niebo i piękne słońce..
No ale jak tylko wyjechałem z ostrowa to zobaczyłem ,że dziś deszcz mnie nie ominie. I miałem rację. 5km od Krotoszyna nagle lunęło z tej chmury [czarnej chmury dosłownie !] że w kilka sekund byłem cały przemoczony i szukanie miejsca na jakiś postój było bezcelowe. A bynajmniej w celu uniknięcia dalej deszczu ,bo jedyne co to niebezpieczna troche była jazda bo nie było drogi - był rwący potok. Jedynym plusem było to ,że ustał wiatr na ten czas i jechałem prawie 50kmh. I tak się stało ,że dojeżdżając do domu przestało padać ! o jak fajnie :)
Wytarłem rower do sucha ,siebie przemyłem, pranie wstawiłem ,a jutro przynajmniej jest powód do umycia całkowicie roweru :)
HrMAX wykręcony przy pogoni za "uciekającym kolegą" pod górę. Nie było to trudne zadanie..
zająłem 3 miejsce na maratonie w Jeleniej Górze mimo ,że w tym samym czasie siedziałem w Kaliszu na sali i męczyłem się na egzaminie z rachunkowości ;)
Ale jak to mówiłem "będę z Wami duchem" i widocznie podziałało ;-) Fajnie !
A dziś pojechałem jak gdyby nigdy nic, po ciężkim maratonie ,na rynek do Ostrowa Wlkp. gdzie miałem nadzieję na chociaż lajtową ,ale jednak jazdę w grupie. Wszyscy do JG nie jechali więc myślałem o jakiś 5-10 osobach a tu dupa.
Pojawił się tylko Marcin ,który przyjechał się "rozjechać" i ojciec z synem z Wysocka. Pomyśleliśmy aby też jednak pojechać na górki, a po drodze wstąpić do kolegi Pawła na stację na kawę. Ale jak się później okazało nie było go jednak dziś w pracy.
Jeszcze wracając to: jeszcze w samym Ostrowie Marcin przebił dętkę na szkle które leżało na całej szerokości ulicy, moje oponki i dętki przetrwały.. Chwilę później ruszyliśmy w trasę.
Od samego początku prowadziliśmy, w pewnym momencie widzimy na górce ,że z dwójki ojciec-syn ,skacze do przodu starszy z dwójki. No to my za nim.. Dojechaliśmy po kilku chwilach i skacze syn.. No to ja za nim sprintem pod tą górę i nie obszedł się smakiem "zwycięstwa". podjeżdża do mnie Marcin i pada decyzja ,że jak chcą się tak bawić to uciekamy.. I od tej pory już ich nie widzimy.. Raz aby się do nas zbliżyli na 300m ,a później już kompletne zero..
Wjechaliśmy pod maszt w Mikstacie i później pod ostry wiatr do Ostrowa ,a ja do Krotoszyna. Przed samym Mikstatem zadzwonił do mnie tata ,że zbliżają się mega chmury ,zaczyna padać i pyta gdzie jestem czy zdążę.. No ale do domu było jeszcze prawie 50km więc dupa... Z resztą trochę nie dowierzałem bo my mieliśmy lazurowe niebo i piękne słońce..
No ale jak tylko wyjechałem z ostrowa to zobaczyłem ,że dziś deszcz mnie nie ominie. I miałem rację. 5km od Krotoszyna nagle lunęło z tej chmury [czarnej chmury dosłownie !] że w kilka sekund byłem cały przemoczony i szukanie miejsca na jakiś postój było bezcelowe. A bynajmniej w celu uniknięcia dalej deszczu ,bo jedyne co to niebezpieczna troche była jazda bo nie było drogi - był rwący potok. Jedynym plusem było to ,że ustał wiatr na ten czas i jechałem prawie 50kmh. I tak się stało ,że dojeżdżając do domu przestało padać ! o jak fajnie :)
Wytarłem rower do sucha ,siebie przemyłem, pranie wstawiłem ,a jutro przynajmniej jest powód do umycia całkowicie roweru :)
HrMAX wykręcony przy pogoni za "uciekającym kolegą" pod górę. Nie było to trudne zadanie..