To co już za mną:

Maraton w Łasku 2017 Giga

Niedziela, 4 czerwca 2017 · Komentarze(3)
Nie chcę w tym wpisie używać zbyt przesadnych określeń co do dzisiejszej wynory, bo nie wiem jak będzie za tydzień w Świnoujściu na ultra! Choćby nie wiem też co, puchar w Świnoujściu już dostanę - za dzisiejszy maraton w Łasku :-) Tak, tak! Kriso zdobył podium dziś, wywalczył, wyrwał, przejechał, doczłapał do mety... A że nie odbierał pucharu osobiście, zgarnie go nad morzem.

Od rana pakujemy się we trzech z Sebastianem i Arturem do mondeo i obieramy kierunek Łask. Dojazd całkiem sprawny, nawet ciut za szybki, ale przynajmniej było trochę czasu na pogaduchy i wszystko wkoło... Odbieramy pakiety startowe - BOGATE pakiety startowe - koszulka, skarpety i cos tam jeszcze - szacun! Dzięki!  Idziemy się przebierać, w biurze spotkana ekipa ze Szczecina szukająca pompki - no ale kto dziewczynom nie pomoże na maratonie jak nie faceci, mnóstwo facetów... Po chwili już znaleźli się życzliwi ludzie i dopompowali wymagane minimum. Przypinamy numery na plecy, zakładamy koszulki, kaski i jedziemy się rozgrzewać, w sumie to ja i Artur bo Sebastian startuje dopiero gdzieś koło 12:00. Czas mija nieubłaganie, a na chwilę przed startem Krzysiu Łańcucki łapie gumę.. Jednak zdążył ją wymienić i stanął na linii. Ze mną w grupie jeszcze Artur, Szymon Koziatek, Tomek Łoński i Jacek Ilmer oraz kilku innych. Paulina ze Szczecina (ha! jaka rymowanka!) startuje dwie minuty przed nami z Pawłem Sojeckim i Cieślą i innymi mocarzami.. Ale o tym później. Nasza grupa ma dwa wyjścia: uciekać Bętlewskiemu albo gonić Sojeckiego i Cieśle... No to co?! Gonimy!

Od startu Artur mocno ruszył, dojechałem do niego i jedziemy krótkimi zmianami, ale już widać kto będzie tutaj nadawać tempo. Jacek szybko gdzieś się zapodział, niestety, nawet nie zdążyliśmy porozmawiać... Jacek - następny (no może nie Świnoujście) maraton siadasz na kole grupy i ciśniesz ile fabryka dała! Trzeba wyjść ze strefy komfortu! Znasz te słowa przecież! Utrzymasz ile się da :)  Krzysztof Łańcucki okazuje się, że źle założył gumę i pękła mu kolejna... Pech chciał że dość szybko po starcie:( I tak oto nasza grupa się mocno uszczupla.

Jedziemy dość mocno, do pracy jest nas sześciu - kilku ludzi wiezie się tylko na kole (przez cały dystans!!!). Ale jakoś jedziemy,mijają kolejne kilometry, chwila zawahania czy nie skręcić w prawo "bo strzałka i R" ale przecież my nie rodzina. Później cztery razy powtórzone strzałki w prawo na jakimś kolejnym skrzyżowaniu i... kraksa! Dwóch jedzie prosto, krzyczymy że w prawo... no i zaczęli hamować, jeden się mocno wypierdzielił, na szczęscie się podniósł i rzucił niecenzuralnym słowem, znaczy się wszystko ok!

Chwilę czekamy, jedziemy dalej.. Bufet.. łapię wodę.. CHwila oddechu. Zaczyna się robić dość ciepło.. Wlewam oshee z pleców do bidonu.. Jedziemy sobie, tak sobie jedziemy....a z naprzeciwka jedzie kolarz, kolarka....Paulina! I pyta się czy dobrze jedzie... xD Wyglądało to dość pociesznie, zagubiona ona... Później wróciła i wystartowała na mega - także szacun za ukończenie! My pospiesznie jedziemy dalej.. Przejazd przez metę, jest już nas może czworo + dwóch niepracujących.. Ostro się ścinamy, inni też.. gość jedzie, dociąga kilkuset metrowe przerwy, a na zmianę wyjść nie chce!

Zgarniamy jakiś niedobitków z trasy, czasem się ktoś doczepi do koła... Jedziemy sobie dalej, coraz bardziej zmęczeni... Zmiany coraz słabsze.. Moje to już na oparach, po wczorajszym mocnym ściganiu i uciekaniu grupie dzisiaj nie było jednak tyle sił co trzeba... Nogi bolały..

Na trzecim kółku gdzieś na bufecie zostaje kolega Łoński.. Ten co prawie...przepraszam...ten co w ogóle nie pracuje Szczęsny Stanisław z Krzepic... Nagle ozywia i nadaje mocne tempo kilka razy, jakby chciał nas zgubić... Bardzo nie fair!

Powoli dojeżdżamy do Łasku.. Wjazd do miasta dobrze zrobiony, zabezpieczenie trasy... Dobrze wchodzę w ostatni zakręt w dość dużym tłumie mini i dst rodzinnego... Udaje się wjechać na metę pierwszym z grupy, ale okazuje się później że nasz wynik daleki jest od tych najlepszych. Od kilkudziesięciu kilometrów bolało mnie prawie biodro, mięśnie były bardzo spięte i bałem się o skurcze.. ogólnie masakra :x

Przebieramy się, jemy żurek.. chwilę rozmawiamy tu i tam.. jedziemy do domu nie czekając na dekoracje. Ja zajmuje drugie miejsce w kategorii M2 oraz 9 w open. Okazuje się że byli, są i pewnie zawsze będą lepsi :)

Za tydzień ULTRA w Świnoujściu :) Oj będzie bolało...

Kat M2: 2/5
OPEN: 9/39

cad: 88

Niby na dekoracji mnie nie było...ale jednak byłem i puchar odebrałem. W takiej oto postaci :)
Dość nietypowe podium M2 szosa :D


Zadowolony Krotoszyn :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Komentarze (3)

No właśnie cały Rafał, jak zwykle nie skoncentrowany ale nogę ma, ale pecha większego. Chyba że to nie pech tylko własnie nieuwaga.
Pozdrawiam

Gość 11:30 poniedziałek, 5 czerwca 2017

Bardzo dobre zmiany dawał na początku....ale to o nim był fragment z kraksą jak nie zauważyli chłopacy strzałek i pojechali prosto...

kris91 11:22 poniedziałek, 5 czerwca 2017

A jak tam spisywał się Rafał z PTC? Startował w twojej grupie na czerwonym SARONI

Gość 11:15 poniedziałek, 5 czerwca 2017
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ludzi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]