Maraton w Radkowie - NIGDY Więcej !!!
Jeszcze nigdy nie miałem takiej wynory na wyścigu i nie myślę tu wcale o trudności podjazdów czy braku formy...
Wybraliśmy się jednym samochodem gigowym - Ja, Artur i Kuba...
Stanęliśmy na starcie... I rura do przodu! Dwie minuty przede mna Artur Paterek, dwie minuty za mną Kuba.. na mega ejszcze niedaleko za nami Bazyl, Grześ i Kierzol ;-)
Dwóch z naszej grupki odjechało już na samym początku nadając bardzo mocne tempo pod górę, rozmawiając razem z Arturem Baturo z FTI stwierdzamy że nie ma co gonić się już na samym początku.. Jedziemy więc swoje spokojnie - równe tempo, pasuje mi i Arturowi... Dwie Jas-Kółki jeszcze też z nami. Ogólnie odjechała kategoria, jeden z jaskółek tez jechał ze mną z mojej kategorii i ktoś tam nas doszedł.. więc walka na całego. Ale już na 10km ?! Myślę sobie nie ma co się podpalać.
Pierwszy podjazd, pierwszy długi i stromy podjazd... 15km... Widzę już Artura P. przed sobą.. doganiamy innych z grup przed nami... Jedziemy dobrze ! Dojeżdżam gdzies do kolegi z Interkolu na 50-100m i zaczynamy zjazd... tam trochę odjeżdża... ale znowu trochę "płaskiego" i takich lżejszy terenów i Artur wraca w moje pole widzenia. Po drodze widzę, że Paweł Sojecki zmienia dętkę.. Pech i mam nadzieję że mnie to nie trafi... Ale trafiło wcześniej niż myślałem... po paruset metrach.. jedziemy grupą, kilka osób przede mną, całkiem ładny asfalt a tu nagle JEB ! dwóch przede mną, ja i kolega za mną wpadlismy w wielką ostrą JAPĘ ! - to nawet dziura nie była. No i pech tak chcial, że to ja musialem zmienić dętkę bo to akurat moja się przebiła. Koło na szczęście całe.... :/
Jak już to zrobiłem, wsiadam na rower, mija mnie Grzegorz i Kuba, po chwili dogania Bazyl... Każdy praktycznie osobno dojeżdza do bufetu, Kubie spada łańcuch, ja jade dalej.. Na peirwszym bufecie nie staję, łapię tylko banana w locie :-) Później zjazd dziurawy, wjeżdżamy do miasta, zaczyna się ostatni podjazd.. liczę że będe nadrabiał, mocno naciskam, faktycznie doganiam tych co mnie wyprzedzili podczas łatania... Garmin pierwsze kółko pokazał całkiem przyzwoite, ale bez szału. Zjazd, całkiem fajnie idzie, trochę ryzykuje, ale wszystko w granicach rozsądku, ładny asfalt!
Zaczynam drugie kółko, na sztywnym podjeździe doganiam jakiś maruderów.....jedzie się calkiem fajnie, nadrabiam ilę mogę. Garmin drugie kółko pokazał przyzwoicie, także gdyby nie było róznych ekscesów na trasie to około 7:05 - 7:15 mogło by wyjść.. Zatrzymuję się na bufecie, jem pomarancza, zalewają mi bidony, ja sikam na poboczu... Jadę dalej.. Końcowy podjazd... Jedziemy trzecie okrążenie... I katastrofa, koniec wyścigu...Co tu dużo mówić..... Teraz się modlę żeby tylko dojechać... Jadę w miarę spokojnie już, nie ma o co się ścigać, w oponie może 5-6 atm. więc kiepsko.. Nie ma już motywacji, psychika siadła... No i to co się stało na sam koniec to już przeginka zupełnie.. Na ostatnich 4 no może 5 km lapię gumę ! No ku**a katastrofa. Przesada, klnę na siebie, że po pierwszej gumie jadąc bez zapasu w ogóle pojechałem na giga.. było zjechać na megę.. Ktoś za mną pyta się czy mam dętkę, nie mam ! ide z buta, ale po chwili rzuca na pobocze "tu masz, ja jadę dalej" - no dzięki, ale kolego! krótki wentyl.. skapłem się dopiero po zalożeniu! Więc idę z buta... Druga guma musiała być przyszczypnięta i wystarczyła jakaś mniejsza dziura by trzasnać... albo nie wiem co.. bo no.. po prostu zeszło :(
Wchodzę na metę z rowerem na ramieniu.. masakra! Katastrofa! Taka wynora, że szok. To że gdzieś mnie kryzys złapał od 150 - 170km to już mały pikuś... Puścił! Przeżyłem, ukończyłem.
I jedno sobie mówię: Krzysztofie, jeśli czytasz ten wpis w roku 2017 - NIE JEDŹ do RADKOWA na maraton!!! Szkoda sprzętu, zdrowia i pieniędzy!
Dzisiejsza jazda to był slalom gigant pomiędzy dziurami, TFU ! japami, kraterami, etc.. No nie, Nigdy więcej!
Ps. Do Gorzowa i Łasku jade na mega :-) Na giga jednak trzeba konkretnych treningów.. A ja nie mam na to sił, chęci ani czasu.
Ps.2. Szacun dla Kuby, który szedł jeszcze więcej niż ja! 8km, przebił szytkę, mial problemy żołądkowe.. Też źle skończył.
Ilość złapanych gum przez dzisiejszych maratonczyków przytłacza ;/