To co już za mną:

Wypadek na maratonie w Karpaczu.

Niedziela, 6 września 2015 · Komentarze(11)
Wypadek, przypadek, całkiem konkretny, pierwszy poważny.....na maratonie Liczyrzepa w Karpaczu.

No cóż, jechałem można powiedzieć po pewny puchar, gdyż zapisało się 3 kolarzy w mojej grupie wiekowej. Byłem więc pewny zajęcia co najmniej trzeciego miejsca, a nawet drugiego gdyż wiedziałem kto jedzie i jakie miał wcześniej wyniki.

Przed startem dowiaduję się że przesunęli wszystkim starty i wyruszamy na trasę co 5 minut, więc wyszło na to że ja o 8:30.
Zalewam bidony, ubieram się, zakładam kamerkę.i wio na start.  Tam zagaduje do mnie Paweł Ratalewski z Piotrkowa Tryb., który to właśnie był moim rywalem w M2 szosa GIGA. Gadamy chwilę, wniosek jest prosty dla nas obu - BYLE DOJECHAĆ.

No cóż, ruszamy ze startu bardzo żwawo. Po zmianach lecimy i po chwili zaczynamy pierwszy podjazd. Nasza grupa już się uszczupliła. Na samym początku podjazdu, gdzieś na ok 10-12 km wyprzedzam Kubę Latajkę, który też startował na giga, ale zrezygnował ze względów kłopotów technicznych ze swoim rowerem. Mi na początku nie chce przednia przerzutka zrzucić na małą tarczę, ale po jakiejś chwili walki z nią udaje się zrzucić. Chwilę przed "szczytem" wyłączam kamerkę - błąd ! :/

Zaczynamy zjazd, kilkaset metrów w dół i.....wypadek :( Garmin chwilę przed wypadkiem pokazał prędkość 63km/h na wykresach.
Lecimy w dół, praktycznie pierwszy zakręt w prawo i Pawła Ratalewskiego wyrzuca z zakrętu, uderza we mnie z całym impetem w kierownicę....i ląduję w rowie. Praktycznie nie miałem możliwości nic zrobić, dostałem takiego strzała, że nie miałem ani chwili na reakcję. No cóż, za błędy się płaci, szkoda tylko, że za czyjeś.

Pierwszy odruch jaki każdy też by miał to próba podniesienia się. Niestety. Głowa ciężka, szyja nie pozwala nią ruszyć, w plecach w kręgosłupie nagły przeszywający ból. Myślę, zaraz przejdzie...Ale jest coraz gorzej. Dla pewności staram się poruszyć nogami i rękami - uff, udało się. Na wypadek zatrzymało się 3 chłopaków w tym Błażej Wojciechowski z Kawalerii Ostrowskiej - dzięki Ci Błażej za wszystko. Zadzwonił czym prędzej na pogotowie, najgorsze myśli przychodzą mi do głowy, nie wiem też jak wygląda rower.

Przyjeżdża karetka na sygnale i mnie zabiera. Panowie wkładają mnie na nosze i zakładają kołnierz. Boli przeokropnie. W oczach łzy, trochę z bólu, trochę ze zwykłej sportowej złości gdyż posypały się piękne plany.

Karetka zabiera mnie najpierw do Kowar by tam na samym wejściu usłyszeć od lekarza "natychmiast na tomograf do Jeleniej". Jazda na sygnale więc do drugiego szpitala gdzie robią mi rentgena czaszki i całego kręgosłupa i żeber bo też cholernie boli. Dodatkowo USG jamy brzusznej co by sprawdzić jak moje narzady wewnętrzne. Tomografu nie ma bo słyszę, że niepotrzebny - ale zalecają mi iść po powrocie do domu do mojego szpitala i tam się przebadać jeszcze raz. Na szczęście badania nie pokazały żadnych złamań.

Uderzając w asfalt / rów uderzyłem lewym bokiem, twarzą. Nawet nie zdążyłem się zaasekurować ręką. Lekarz jednak mówi, że przy tym upadku miałem ogrom szczęścia, a gdybym tylko wyciągnął ręce przed siebie i próbował się zaprzeć najprawdopodobniej miałbym obie złamane. No nic, żyję. Dzwonię do orga aby mnie ktoś odebrał ze szpitala. Przyjeżdża po mnie ktoś i odwozi do bazy maratonu.
Patrzę na rower, na szczęście nie jest w złym stanie, kamerka, licznik, dwa bidony, nic nie pęknięte Koła całe, kierownica też, siodło całe...nienajgorzej jak po takiej kraksie, kask cały, ale ciut pośrupany - najprawdopodobniej też uratowal mi życie, okulary mają pęknięte szkła które w sumie nieźle chyba poharatały mi lewą stronę twarzy.

Idę do bufetu bo chcę coś zjeść, NIE dostaję nawet grama maratonu bo nie mam karteczki (która jest w aucie, ale nikt jeszcez nie wrócił z trasy). Po 4 godzinach spędzonych w szpitalu okazało się, że w moim stanie ledwo stojąc nie dostanę makaronu. Dopiero po interwencji organizatora dostaję go z wielką łaską i głupimi komentarzami.

Przyjeżdżają chłopaki z trasy, wracamy do domu. W Krotoszynie robią mi tomograf odcinka szyjnego kręgosłupa i czaszki. Wypuszczają po kolejnych 2h do domu.

Zobaczę jak przebiegnie proces zdrowienia, ale na ten czas już chyba ściganie w tym sezonie muszę sobie odpuścić. Rok temu kończyłem rok wygrywając Klasyk Namysłowski, a w tym kończę go mega kraksą z kołnierzem ortopedycznym na szyi.
Za dwa tygodnie miały być ostatnie dwa wyścigi, starty wspólne - Zakończenie Lata w Mikstacie i w Łasku. Nie wiem też co tam z moją ogólną klasyfikacją w Supermaratonach w kategorii wiekowej, bo byłem trzeci a nie wiem czy utrzymam pozycję. To samo tyczy się rankingu klubowego w Interkolu. No cóż, bywa i tak.

Muszę się cieszyć, że jestem "cały i zdrowy", że jednak nic poważniejszego mi się nie stało. Znowu miałem, jak w ostatnich sprawach i czasach, szczęście w nieszczęściu.

Teraz zdaje się będzie posucha i tydzien / dwa przerwy we wpisach bo nie będę jeździł :(

pozdro

W szpitalu w Jeleniej Górze, gdy dowiedziałem się że będę żył, poboli ale przestanie, ale nic nie złamane.


No a to już w domu, z medalikiem, choć nie dojechałem to pamiątkowo dostałem...
Już za jakiś czas może będę się z tego śmiał i wspominał z uśmiechem żem cały.

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(11)

Komentarze (11)

Wszystkiego dobrego Krzyśku i szybkiego powrotu do zdrowia.
P.S. Zdjęcia jak po walce bokserskiej ;-)

Maciek 10:56 wtorek, 8 września 2015

Wracaj do zdrowia. Najważniejsze, że nic poważnego, poza poturbowaniami, nie stało się.

Wszystkiego dobrego!

ojciec1976 15:35 poniedziałek, 7 września 2015

Musiałeś się ostro walnąć w głowę. Bóg z Tobą.

przemoostrow 20:06 niedziela, 6 września 2015

Nie kompromituj się. Ty i tak chyba nie pomyślisz zanim napiszesz następnym razem.

Gość 20:00 niedziela, 6 września 2015

Ty pewnie masz medal za udział,gratuluję. Chodzi o to kolego,że jeździ masa osób bez wyobraźni i po prostu nie warto. Ale pewnie i tak nie rozumiesz. Kris niech wraca do zdrowia i przemysli sobie to wszystko bo głupio zostać kaleką w wyścigu o pietruszkę właśnie.

przemoostrow 19:38 niedziela, 6 września 2015

No i co ?

przemoostrow 19:35 niedziela, 6 września 2015

Do przemoostrov
I kto to mówi?
przemoostrov o sobie na swoim blogu:
Coś o mnie:
1 miejsce w wyścigu kolarskim amatorów z okazji dni ziemi ostrzeszowskiej 1995
2 miejsce w wyscigu kolarskim amatorów z okazji dni ziemi ostrzeszowskiej 1996
2 miejsce w crossie rowerowym kobyla góra "284" w kategorii senior 14.09.1996
2 miejsce w 6 crossie rowerowym 28.09.1996 Ostrów wielkopolski
1 miejsce w 3 mistrzostwach miasta kalisza w kolarstwie górskim 20.10.1996
1 miesce w wyścigu kolarskim-kryterium ulicznym z okazji dni ziemi ostrzeszowskiej 25.05.1997.

Wyścigi o pietruszkę z końca ubiegłego wieku, kiedy na takich zawodach startowało kilkanaście/kilkadziesiąt zawodników, z czego i tak część na złomkach. HAHAHA

Gość 18:59 niedziela, 6 września 2015

Wiesz co powiedział Zamana ? Kolarze to nie twardzi ludzie tylko często głupi,a w szczególnie amatorzy.

przemoostrow 17:49 niedziela, 6 września 2015

HAHAHAHA!!!!!

przemoostrow 17:48 niedziela, 6 września 2015

przemoostrov
Nie nie warto, nie róbmy nic, nie startujmy nigdzie. Co za głupi koment. Przecież to nie jego wina że ktoś w niego wjechał. Tak byś mógł napisać gdyby to on np. przeginał z ryzykowaniem na zjazdach. To się może zdarzyć na każdych zawodach lub treningu.
kris91
Powrotu do zdrowia życzę.

Gość 17:12 niedziela, 6 września 2015

Wyścigi o pietruszkę, warto? Nie,ja byłem 5 miesięcy na zwolnieniu i od tego czasu olewam takie imprezy.

przemoostrow 15:03 niedziela, 6 września 2015
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ndrec

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]