TTT Amber Road 2015
Niedziela, 9 sierpnia 2015
· Komentarze(7)
Kategoria 100-150km, Interkol, Zawody, Ze zdjęciami
Kolejny rok, sierpień, niedziela, to znowu Amber Road. Impreza najwyższych lotów, niby darmo, bo płaci klub, ale kosztowała mnie ok 100zł. Niby wszystko fajnie, ale motocyklista najgorszy od kilku serii. Ehh peszek. Niby start o 12:56 ale trzeba być już po 10.
Przyjechaliśmy więc, podpisaliśmy listy startowe, zjedliśmy co nieco i ciągle zostawało mnóstwo czasu. Pogaduchy, bo w końcu 3 ekipy. Pojawił się Radek Raś, którego nie widziałem ze 3 lata, pojawili się nowi zawodnicy, których chyba nigdy wcześniej na oczy nie widziałem. Fajna atmosfera przed startem, wspólne fotki, ale powoli zaczynało się wiadomo robić coraz bardziej nerwowo :)
Pogoda całkiem dobra, na starcie przyjemnie, później coraz większe i ostrzejsze słońce towarzyszyło nam na trasie.
Przed startem chwila rozgrzewki, w kieszonkach dwa żele, banan, puszka coli. Wjeżdżamy na rampę startową, ja lecę jako pierwszy. Od początku ogień ! Pot leje się strumieniami, ale tutaj bandamka spisuje się wręcz idealnie bo nic nie kapie w oczy. Pierwsza hopka przeleciana całkiem sprawnie, na kolejnej zostaje Artur, później problemy na hopce ma Łukasz. Ale wszyscy czekamy i pędzimy co sił w nogach.
Na 40km biorę zapasowy bidon ccc polsat, w którym jest carbo, zjadam żela - jest dobrze. Wszyscy dają w miarę równe zmiany.
Niestety gdzieś na 55-60km odpada Rafał. Mnie nagle blokuje się lewa noga, nie idzie kręcić, wielki skurcz w udzie od dolnej strony. Chwila rozprostowania i jakoś jadę. Jakby przestaje boleć. No ale niestety, jest coraz gorzej. Piję wystarczająco dużo, zjadłem tyle co trzeba. Ostatnie treningi i brak świeżości właśnie zbierają swoje żniwa. No niestety nie można mieć wszystkiego, a Amber Road to tylko mały przystanek na długiej drodze pzygotowań do września :) Wiem, że pewnie już długo z chłopakami nie pojadę, jak nigdy :/
Ale nagle kończy się paliwo Łukaszowi. Jakiś 75km. Muszę się więc mimo bólu spiąć i jakoś jechać, choć stanowi to nie lada problem, ból, rwanie, blokowanie nogi co chwile...podłe uczucie. Ale przez ostatnie upały, a ciężkie treningi chyba zachwiałem swoją gospodarkę elektrolitową. Ale najcięższy tydzień za mną :)
Ostatnie kilometry więc to jak już pewnie wiecie - katorga. Chłopacy chcą jechać szybciej, a mi z każdym zakrętem trudno jest nadepnąć na korby, mi z każdym przyspieszeniem jest trudno trzymać koło. Od 90km jednak stała się co najmniej tak można to nazwać Dziwna rzecz. Chłopaki za mną nie czekają, jadą mimo moich upomnień jakieś 200m przede mną we dwóch, a ja sam - jako trzeci z ekipy. Gdzie tu sens ? No ale... Dobra. Dojechaliśmy jakoś. Nieźle zmęczony i wkurzony na ostatnie moje 30km wyścigu. Oliwy do ognia dolewa motocyklista, który przychodzi i mówi że zgubił bidon....no nie zgadniecie czyj?! No mój. Piękny camelbak podium. The best of. Obecnie nie mogę nigdzie znaleźć tego samego modelu co miałem. Trzeba więc wydać na nowe ok 100zł. Fuck. Jakby nie było na co pieniędzy wydawać.
Jutro więc lekki rozjazd 30km, spokojnie, totalnie luźno...we wtorek odpoczynek... środa - czwartek dowalenie, piątek wolny, sobota góry o ile pogoda pozwoli, niedziela ryneczek. Ciekawe co wyjdzie z moich planów :) Liczę że do środy nowe bidony już dojdą.
Na mecie okazuje się jeszcze, że zajęliśmy 32 miejsce / 64 drużyny. To nasz chyba najgorszy wynik jeśli chodzi o drugą ekipę. W zeszłym roku był chyba czas o 7 minut lepszy.
Idę pod prysznic na pływalnię, jem naleśniki, odżywam, przechodzi złość, wracamy do domu. KONIEC :)
Impreza na 102. Wszystko dobrze zorganizowane, każde skrzyżowanie zabezpieczone, cudowna pogoda, która choć wykończyła była lepsza niż deszcz i niska temperatura. Pyszne naleśniki na mecie, obsługa bardzo miła. Fajna koszulka pamiątkowa i nalepka na auto notabene już przyklejona ! :) Polecam Amber Road - i widzimy się za rok :) Myślę, że już w lepszej formie ;)
cad: 84
3 ekipy otr :)
no i ja z Prezesem :)
Przyjechaliśmy więc, podpisaliśmy listy startowe, zjedliśmy co nieco i ciągle zostawało mnóstwo czasu. Pogaduchy, bo w końcu 3 ekipy. Pojawił się Radek Raś, którego nie widziałem ze 3 lata, pojawili się nowi zawodnicy, których chyba nigdy wcześniej na oczy nie widziałem. Fajna atmosfera przed startem, wspólne fotki, ale powoli zaczynało się wiadomo robić coraz bardziej nerwowo :)
Pogoda całkiem dobra, na starcie przyjemnie, później coraz większe i ostrzejsze słońce towarzyszyło nam na trasie.
Przed startem chwila rozgrzewki, w kieszonkach dwa żele, banan, puszka coli. Wjeżdżamy na rampę startową, ja lecę jako pierwszy. Od początku ogień ! Pot leje się strumieniami, ale tutaj bandamka spisuje się wręcz idealnie bo nic nie kapie w oczy. Pierwsza hopka przeleciana całkiem sprawnie, na kolejnej zostaje Artur, później problemy na hopce ma Łukasz. Ale wszyscy czekamy i pędzimy co sił w nogach.
Na 40km biorę zapasowy bidon ccc polsat, w którym jest carbo, zjadam żela - jest dobrze. Wszyscy dają w miarę równe zmiany.
Niestety gdzieś na 55-60km odpada Rafał. Mnie nagle blokuje się lewa noga, nie idzie kręcić, wielki skurcz w udzie od dolnej strony. Chwila rozprostowania i jakoś jadę. Jakby przestaje boleć. No ale niestety, jest coraz gorzej. Piję wystarczająco dużo, zjadłem tyle co trzeba. Ostatnie treningi i brak świeżości właśnie zbierają swoje żniwa. No niestety nie można mieć wszystkiego, a Amber Road to tylko mały przystanek na długiej drodze pzygotowań do września :) Wiem, że pewnie już długo z chłopakami nie pojadę, jak nigdy :/
Ale nagle kończy się paliwo Łukaszowi. Jakiś 75km. Muszę się więc mimo bólu spiąć i jakoś jechać, choć stanowi to nie lada problem, ból, rwanie, blokowanie nogi co chwile...podłe uczucie. Ale przez ostatnie upały, a ciężkie treningi chyba zachwiałem swoją gospodarkę elektrolitową. Ale najcięższy tydzień za mną :)
Ostatnie kilometry więc to jak już pewnie wiecie - katorga. Chłopacy chcą jechać szybciej, a mi z każdym zakrętem trudno jest nadepnąć na korby, mi z każdym przyspieszeniem jest trudno trzymać koło. Od 90km jednak stała się co najmniej tak można to nazwać Dziwna rzecz. Chłopaki za mną nie czekają, jadą mimo moich upomnień jakieś 200m przede mną we dwóch, a ja sam - jako trzeci z ekipy. Gdzie tu sens ? No ale... Dobra. Dojechaliśmy jakoś. Nieźle zmęczony i wkurzony na ostatnie moje 30km wyścigu. Oliwy do ognia dolewa motocyklista, który przychodzi i mówi że zgubił bidon....no nie zgadniecie czyj?! No mój. Piękny camelbak podium. The best of. Obecnie nie mogę nigdzie znaleźć tego samego modelu co miałem. Trzeba więc wydać na nowe ok 100zł. Fuck. Jakby nie było na co pieniędzy wydawać.
Jutro więc lekki rozjazd 30km, spokojnie, totalnie luźno...we wtorek odpoczynek... środa - czwartek dowalenie, piątek wolny, sobota góry o ile pogoda pozwoli, niedziela ryneczek. Ciekawe co wyjdzie z moich planów :) Liczę że do środy nowe bidony już dojdą.
Na mecie okazuje się jeszcze, że zajęliśmy 32 miejsce / 64 drużyny. To nasz chyba najgorszy wynik jeśli chodzi o drugą ekipę. W zeszłym roku był chyba czas o 7 minut lepszy.
Idę pod prysznic na pływalnię, jem naleśniki, odżywam, przechodzi złość, wracamy do domu. KONIEC :)
Impreza na 102. Wszystko dobrze zorganizowane, każde skrzyżowanie zabezpieczone, cudowna pogoda, która choć wykończyła była lepsza niż deszcz i niska temperatura. Pyszne naleśniki na mecie, obsługa bardzo miła. Fajna koszulka pamiątkowa i nalepka na auto notabene już przyklejona ! :) Polecam Amber Road - i widzimy się za rok :) Myślę, że już w lepszej formie ;)
cad: 84
3 ekipy otr :)
no i ja z Prezesem :)