Czarne chmury otaczały mnie...
Czwartek, 12 września 2013
· Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Dzień bez roweru dniem straconym - taką prawdę wygłasza się w towarzystwie. Jedyną opcją braną pod uwagę jest dzień wolny na regenerację.
Do pracy i z pracy rowerem. Dzisiaj na szybko, jakby ktoś z tyłu batem poganiał, a to tylko czarne chmury które wisiały nad głową od samego rana. Dwa dni temu nieźle przemokłem, nie polecam nikomu w zwykłych ciuchach jeździć w deszczu. Do tego biały sweterek za bardzo się nie nadaje bo spod kół lecąca breja nieźle przyozdabia go w mnóstwo czarnych kropek.
Wlatuję do domu, bez chwili zastanowienia włączam komputer i pogodę ICM - nie ma padać, nie ma bardzo wiać - jedziemy, bez dylematów. W głowie tylko jedna możliwa trasa - rundka za Miliczem. Jedzie się mi ją jakoś z bardzo spokojną głową, znam tu każdą dziurę, każdą zmarszczke i co gdzie się znajduje.
Pierwsze 23km to katorga pod lekki wiatr z siłowym przepychaniem korby kilkukrotnie. Później górki - nie zwalniam ale jadę swobodniej. Ostatnie 23km: patrz pierwsze 23km.
Weszło porządnie w nogi - zdecydowanie tego mi było trzeba.
Wjeżdżam do Krotoszyna -> kałuże, wszędzie mokro, spod kół leci woda.. Zajeżdżam do domu i dowiaduje się że 5minut temu przestało naparzać deszczem. Wszyscy zdziwieni żem wyszedł z tego na sucho, a mnie nawet sekunde na dzisiejszym treningu nie zmoczyło. Bóg u góry czuwa! :)
Powrót w szarości, szybko robi się ciemno. Chyba wpadnę w jesienną traumę.
Myślę że w tygodniu to gdzies do 22.09 można jeździć tą trasę wychodząc z domu gdzieś o 16:45 - będzie na styk z zachodem słonca. Dalej to już wjazd na trasę 51-65km.
Jesień napiera, w buciorach wchodzi, wywarza drzwi, okrada nas z czasu...
Ale póki jeszcze lato....pompkę kładę na to ;)
cad: 84
Do pracy i z pracy rowerem. Dzisiaj na szybko, jakby ktoś z tyłu batem poganiał, a to tylko czarne chmury które wisiały nad głową od samego rana. Dwa dni temu nieźle przemokłem, nie polecam nikomu w zwykłych ciuchach jeździć w deszczu. Do tego biały sweterek za bardzo się nie nadaje bo spod kół lecąca breja nieźle przyozdabia go w mnóstwo czarnych kropek.
Wlatuję do domu, bez chwili zastanowienia włączam komputer i pogodę ICM - nie ma padać, nie ma bardzo wiać - jedziemy, bez dylematów. W głowie tylko jedna możliwa trasa - rundka za Miliczem. Jedzie się mi ją jakoś z bardzo spokojną głową, znam tu każdą dziurę, każdą zmarszczke i co gdzie się znajduje.
Pierwsze 23km to katorga pod lekki wiatr z siłowym przepychaniem korby kilkukrotnie. Później górki - nie zwalniam ale jadę swobodniej. Ostatnie 23km: patrz pierwsze 23km.
Weszło porządnie w nogi - zdecydowanie tego mi było trzeba.
Wjeżdżam do Krotoszyna -> kałuże, wszędzie mokro, spod kół leci woda.. Zajeżdżam do domu i dowiaduje się że 5minut temu przestało naparzać deszczem. Wszyscy zdziwieni żem wyszedł z tego na sucho, a mnie nawet sekunde na dzisiejszym treningu nie zmoczyło. Bóg u góry czuwa! :)
Powrót w szarości, szybko robi się ciemno. Chyba wpadnę w jesienną traumę.
Myślę że w tygodniu to gdzies do 22.09 można jeździć tą trasę wychodząc z domu gdzieś o 16:45 - będzie na styk z zachodem słonca. Dalej to już wjazd na trasę 51-65km.
Jesień napiera, w buciorach wchodzi, wywarza drzwi, okrada nas z czasu...
Ale póki jeszcze lato....pompkę kładę na to ;)
cad: 84