To co już za mną:

Pętla beskidzka - piekło w górach..

Sobota, 9 lipca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria 100-150km, Zawody
Niestety - poległem..

Ale od początku.. Na start przyjechaliśmy ponad pół godziny wcześniej, siedzimy sobie pod daszkiem na ławkach i sobie rozmawiamy nt. trasy i pogody. Jeden kolega poszedł zmienić dystans ze 160 na 100km i próbował mnie też namówić ,ale się nie dałem. Zapraszają już na start i idziemy by chociaż wystartować w czubie.
Co się okazało - chcę się wbić w strefe startu ,a tu mnie nie chcą wpuścić - najpierw byłem zapisany na 100km ,a zmieniałem dystans przez telefon kilka dni wcześniej i widocznie nie odchaczyli. Gościu do mnie "to może pojedzie pan 100km, może to znak?" Uparłem się i wszedłem. Po starcie czułem się jakbym jechał na samym końcu bo wszyscy strasznie ruszyli do przodu. Od początku jechało mi się dobrze. Dogoniłem na pierwszym podjeździe o wiele mocniejszego kolegę z klubu Macieja i zostawiłem z tyłu innego interkolowca. Aż się zdziwiłem swoją dyspozycją. Ale - na 3 i chwilę później na 4 km spada łańcuch i ledwo co daję radę się wypiąć z pedałów. Tracę dystans, dościgają mnie koledzy i muszę gonić przez kilkaset metrów. Później zjazd do podjazdu pod Zameczek pokonany pięknie, mijałem dziesiątki ludzi i wiedziałem ,że jest ok. Doganiam "profesora kolarstwa" - pana Włodka od nas z klubu i razem zaczynamy podjazd pod Zameczek. On jedzie jak gdyby nigdy nic, a ja zostaję troszkę z tyłu. Podganiam do niego i po chwili pękłem.. No to był ewidentnie błąd dojezdżanie do kolegi z przodu. Przegania mnie reszta Interkolowców i od tej pory jadę praktycznie sam [ok 40km trasy].
Znowu zjeżdża mi się dobrze, odpocząłem zjadłem i wypiłem, ale już nie doścignąłem swoich ,mimo ,że sporo ścinałem, i nie hamowałem za dużo. Pojawia się pierwszy bufet. Raz dwa tankuję bidony, jem ze dwa kawałki arbuza i śmigam dalej ;)
Po podjeździe jakimś [już nie wiem co to było ,ale chyba coś koło 60-70km] zaczynam zjazd, ostro i szybko, jest widoczność na serpentynie - widzę ,że nic nie jedzie więc nie hamuję za bardzo tylko rura do przodu.. Ale moim oczom ukazuje się pewien pan ,który wyszedł na drogę i stanął mi na moim torze jazdy - albo wjeżdżam w niego ,albo ląduję w rowie... Hamuję ile się da, ale niestety czuję ,że koło dostaje uślizgu i już nie mam szans.. No niestety wyłożyłem się do rowu, na szczęście bez większej ilości wody, same chaszcze ,pokrzywy i jakieś ostre kolce.. Wstaję , gościu się śmieje ,nikt z maratończyków nawet się nie zapytał czy żyję, ludzie z okien patrzeli ,nic nie pomogli... Klamka lekko skrzywiona ,koło zdeczka zaczęło bić bo przeleciałem przez kierownice przy prędkości 60km/h. [w rowie już troche mniejsza prędkosc była]

Pozbierałem się ,rozpiąłem przedni hamulec i wio.. Już bez chęci, cały odrapany, z obitym kolanem ,brudny, mokry i zmęczony ruszyłem dalej.. Po tym incydencie straciłem jakiekolwiek nadzieje na wynik, na w ogóle ukończenie maratonu bo mimo że czułem się już wtedy wykończony, to to dobiło..

Rozjazd mega i giga, chciałem jechać już na metę ,ale jednak zdecydowałem się ,że spróbuję dojechać do mety swojego dystansu i podjazd pod kamesznicę mnie zabił. Z rowera nie zsiadłem ,ale co będzie widać na filmiku, jechałem zygzakiem ,praktycznie można powiedzieć ruch korbą - ruch koła - stop. ruch korbą - ruch koła - stop. i tak przez kilka km,. ścianki... Niestety później kompletnie odcięło mi prąd... Kilka km. zjechałem i zaczyna się mała górka ale już widzę ,że odcięło mi prąd.. Bez wody - mimo ,że tankowałem na każdym bufecie, pieniądze mam ,ale nie ma sklepu - totalna padaka. Przejeżdża jeden kolega ,zatrzymuje się i pyta czy wszystko wporzo. No to mówię ,że dalej już nie jadę bo nie dam rady. Zaoferował pomoc i że da znać na bufecie do Wieśka. Dojeżdża do mnie kolega ,z którym jechałem przez długi czas do wypadku w rowie i się dosiada na łączce, a raczej spada z roweru. odpoczął ,poleżał i pojechaliśmy dalej. Skróciliśmy dystans o ponad 40km i przejechaliśmy skrótem przez Jaworzynkę do Istebnej ,gdzie kolega znikł mi z oczu ,a ja dojechałem do bazy maratonu....

No nic, maraton nieudany, porwałem się z motyką na słońce i nie ma co się dziwić.. było jechać 100km - wszystko mi mówiło żebym jechał krótki dystans ,ale ja się uparłem niestety..

Gratuluję wszysktim którzy przejechali dystans. Rozumiem tych ,którzy nie skończyli maratonu.. Nie mam nic na usprawiedliwienie - po prostu nie dałem rady i przegrałem z własną słabością - nie psychiczną ,ale fizyczną. Psychika jednak by mnie na mete nie dopchała ,gdy pod KAMESZNICĘ PODJEŻDŻAŁEM Z TĘTNEM 81 !!!
Nie 181 tylko miałem [ 81ud ] Ja już nie żyłem..
Na dekoracji znalazł mnie Virenque z żoną i chwilę pogadaliśmy, wybraliśmy się ekipą do sklepy po zaopatrzenie na wieczór i do domku. Świetny wieczór pomogł odzyskać humor po niepowodzeniu na maratonie..

Dystans to 115km maratonu, 10km dojazd do bazy, i później 4km dojazd do domku.


pzdrower
cad: 77

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Komentarze (5)

świetna przygoda takie maratony. Ważne że się starałeś, a na górach nawet najlepsi kiedyś poodpadali więc poćwiczysz krisu jeszcze pare lat i bedzie z ciebie kolarz "pełną gębą" :) Pozdro, fajna relacja !

completny 12:29 czwartek, 14 lipca 2011

I wlaśnie dlatego ja się już chyba z tego wyleczylem. non stop upadki, blizny do konca życia (przynajmniej ja mam) i ogolne poczucie bezsensownosci scigania sie. Lepiej bawić sie w kolarstwo, trenowac i scigac sie tylko na czasowkach. Bo dla mnie jest nienormalne zeby sie "śmierci w dupe pchac". Za duzy risk, po prostu..

pozdro

daniello24 15:34 wtorek, 12 lipca 2011

No trzeba było jechać 105 km, to była istna rzeźnia, Wiesiek wie co zrobić żeby zniszczyć ludzi całkowicie. No i ta pogoda :/

Virenque 22:35 niedziela, 10 lipca 2011

No Taki dystans w górach to wyzwanie. Dobrze że nic ci nie jest. Odbijesz sobie na kolejnym maratonie :)

wober 18:52 niedziela, 10 lipca 2011

Hej!
Spisałeś się świetnie, ale przesadziłeś z dystansem.
Szacunek za odwagę!
Ja okazałem się tchórzem!!! Tak na serio rozwaliłem rower dwa dni przed maratonem. Rower był sprawny o 23 ale i tak stchórzyłem :(

Pozdrawiam

robin 15:34 niedziela, 10 lipca 2011
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa apang

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]