Tour de Pomorze 2019
Sobota, 27 lipca 2019
· Komentarze(1)
Kategoria 150km i więcej, Zawody, Ze zdjęciami
Nadszedł czas na podsumowanie ULTRAmaratonu Tour de Pomorze 2019. Startujący ze Świnoujścia "wyścig" kończył się róiwnież w Świnoujściu. Dokładne miejsce startu to Prom Bielik. Mój start to 8:40, sobotni ciepły poranek, który zapowiadał przekształcać się w świetną rowerową, kolejną piękną przygodę. Do tejże przygody mogłem się spokojnie przygotowywać dzięki wsparciu UM w Krotoszynie oraz Pana Burmistrza Krotoszyna - Franciszka Marszałka.
Rower z lekkiego przecinaka stał się cięższym o kilka kilogramów krążownikiem do zadań specjalnych. Lampki, powerbanki, baterie i gpsy.... To wszystko musi być. Formę przygotowałem na start prześwietną. Jak się okazuje jednak niewykorzystaną w 100%. Plany przed były jasne i proste. Doganiamy Jacka startującego 35 minut przed nami i jadę dalej.
Zaraz po starcie gdy tylko uporałem się z lekkimi problemami technicznymi w GPS postanowiłem nadać swoje tempo i zamienić spacerek w choćby lekkie ściganie. Nie ukrywałem, że Czesię zamierzam dowieźć do Jacka i tylko za nią ewentualnie czekać będę. Licząc sobie w głowie czas, kilometry i prędkości wyszło mi, że po 3,5 - 4h powinniśmy się z nim spotkać. Miałem oddać swoją lubą pod skrzydła innego faceta i sam ruszyć dalej. Okazało się, że nie pomyliłem się w swoich założeniach.
Zaraz za Świnoujściem czekał za nami Mariusz Gniado z Trzebnicy, który chciał się podłączyć pod mój pociąg. Niestety pod jeden z pagórków Edward Kuczmarz niestety odpadł z koła... ale no cóż, takie jest kolarstwo. Po kilku kilometrach dogoniłem dużą część startujących przed nami kolarzy, w tym także Zbyszka Krefta ze Śremu i Andrzeja Biela z Górali Police.... Nadal nadając najmocniejsze tempo w grupie spokojnie już jadąc pyrkaliśmy dalej. Tętno mi spadło i uspokoiło się znacząco.... Wiedziałem co wydarzyło się w Karpaczu i nie chciałem powtórki, więc co była okazja to chwytałem bułę albo makaron.
Na drugim punkcie na stacji PB w Ustroniu dogoniliśmy Jacka, idealnie we wczas... Wiatr jednak tak mocno dawał się we znaki że postanowiłem do pagórków i zmiany jego kierunku trzymać się w naszej grupce. Czołówka odjeżdżała coraz dalej ale trzymała do Szczecinka jakieś 40 minut przewagi.
Czesię i Jacka coraz bardziej męczyło nasze tempo, jak się udawało to dociągałem ich do grupy albo starałem się ją delikatnie zwalniać... Wbrew swoim osobistym planom, ale gdy Czesię zaczęło boleć kolano i została na jednej z hopek postanowiłem zostać razem z nią. Później wyskoczyłem dogonić "for fun" grupę która uciekła dawno temu, co udało się idealnie na punkcie w Szczecinku i... okazało się że pierwsi już dawno odjechali więc... zostanę i poczekam za Czesią i Jackiem. Na punkcie był przepyszny żurek na bogato, makaron i ryż. Wszystko było pyszne i wspaniale dopełniała to Pani obsługująca punkt i podająca jedzenie! Po prostu złoto :)
Dalej już dla mnie spokojna jazda, co okazało się mimo wszystko być także dość męczącym wyzwaniem by zwalniać samego siebie. Pogaduchy, żarty, śpiewanie i tyle... i tak do mety. :)
Wiem, że mogę w przyszłym roku powalczyć po dobrej zimie, jeśli teraz nie trenowałem długich dystansów, to jeżdżąc pod ten typ wysiłku jestem w stanie powalczyć o najwyższe lokaty :)
cad: 77
Rower z lekkiego przecinaka stał się cięższym o kilka kilogramów krążownikiem do zadań specjalnych. Lampki, powerbanki, baterie i gpsy.... To wszystko musi być. Formę przygotowałem na start prześwietną. Jak się okazuje jednak niewykorzystaną w 100%. Plany przed były jasne i proste. Doganiamy Jacka startującego 35 minut przed nami i jadę dalej.
Zaraz po starcie gdy tylko uporałem się z lekkimi problemami technicznymi w GPS postanowiłem nadać swoje tempo i zamienić spacerek w choćby lekkie ściganie. Nie ukrywałem, że Czesię zamierzam dowieźć do Jacka i tylko za nią ewentualnie czekać będę. Licząc sobie w głowie czas, kilometry i prędkości wyszło mi, że po 3,5 - 4h powinniśmy się z nim spotkać. Miałem oddać swoją lubą pod skrzydła innego faceta i sam ruszyć dalej. Okazało się, że nie pomyliłem się w swoich założeniach.
Zaraz za Świnoujściem czekał za nami Mariusz Gniado z Trzebnicy, który chciał się podłączyć pod mój pociąg. Niestety pod jeden z pagórków Edward Kuczmarz niestety odpadł z koła... ale no cóż, takie jest kolarstwo. Po kilku kilometrach dogoniłem dużą część startujących przed nami kolarzy, w tym także Zbyszka Krefta ze Śremu i Andrzeja Biela z Górali Police.... Nadal nadając najmocniejsze tempo w grupie spokojnie już jadąc pyrkaliśmy dalej. Tętno mi spadło i uspokoiło się znacząco.... Wiedziałem co wydarzyło się w Karpaczu i nie chciałem powtórki, więc co była okazja to chwytałem bułę albo makaron.
Na drugim punkcie na stacji PB w Ustroniu dogoniliśmy Jacka, idealnie we wczas... Wiatr jednak tak mocno dawał się we znaki że postanowiłem do pagórków i zmiany jego kierunku trzymać się w naszej grupce. Czołówka odjeżdżała coraz dalej ale trzymała do Szczecinka jakieś 40 minut przewagi.
Czesię i Jacka coraz bardziej męczyło nasze tempo, jak się udawało to dociągałem ich do grupy albo starałem się ją delikatnie zwalniać... Wbrew swoim osobistym planom, ale gdy Czesię zaczęło boleć kolano i została na jednej z hopek postanowiłem zostać razem z nią. Później wyskoczyłem dogonić "for fun" grupę która uciekła dawno temu, co udało się idealnie na punkcie w Szczecinku i... okazało się że pierwsi już dawno odjechali więc... zostanę i poczekam za Czesią i Jackiem. Na punkcie był przepyszny żurek na bogato, makaron i ryż. Wszystko było pyszne i wspaniale dopełniała to Pani obsługująca punkt i podająca jedzenie! Po prostu złoto :)
Dalej już dla mnie spokojna jazda, co okazało się mimo wszystko być także dość męczącym wyzwaniem by zwalniać samego siebie. Pogaduchy, żarty, śpiewanie i tyle... i tak do mety. :)
Wiem, że mogę w przyszłym roku powalczyć po dobrej zimie, jeśli teraz nie trenowałem długich dystansów, to jeżdżąc pod ten typ wysiłku jestem w stanie powalczyć o najwyższe lokaty :)
cad: 77