To co już za mną:

Maraton W Lubomierzu

Niedziela, 12 sierpnia 2018 · Komentarze(0)
Impreza od samego początku stała pod wieloma wielkimi znakami zapytania. Dystanse, opłaty startowe czy klasyfikacje mini/mega/giga w Pucharze Polski. Ale wielu z nas maratonczyków się nie zraziło i finalnie stawiło się w dniu startu w Lubomierzu.

Ja z Czesią przyjechaliśmy już dwa dni wcześniej do "Domku pod Orzechem" by na spokojnie spędzić miły weekend we dwoje. Po przyjeździe jednak tylko spać. Rano było całkiem znośnie z pogodą, choć w oddali zbierały się chmury udaliśmy się rowerami około 18km (a miało być 15!) do biura zawodów by odebrać pakiety. Okazało się jednak, że nie można odebrać numerów startowych, więc wróciliśmy do domu. W międzyczasie zdobyłem dwa KOMy nie używając żadnych nadludzkich sił. Do Lubomierza wróciliśmy wieczorem po zabawach ze zwierzętami i te pe. Spotkanych kilku fajnych ludzi, pogadaliśmy i do domu.

W dniu startu dość szybka pobudka, ale nie na tyle żeby się nie wyspać.... Śniadanie, pakowanie i do Lubomierza! Jadę ciągle  z przeświadczeniem że maraton giga = 195km. Przywitałem się z chłopakami z najlepszego pomiaru czasu time2win pogadaliśmy chwilę i każdy idzie zrobić swoją robotę. Po drodze spotykam Bartka Moskwę - organizatora, który mówi, że skracamy dystans giga do dwóch pętli mega i taka też karteczka wędruje na namiot Biura Zawodów. Dopytując dowiaduję się, że trasa ma mieć finalnie około 140-145km.
Z jednej strony fajnie, bo gorzej gdyby chcieli wydłużyć, z drugiej strony gorzej bo nie wszyscy taką wiedzę zdążyli posiąść, a strzałek na trasie nikt nie zmienił i nie wszystkich kierujących ruchem strażaków poinformował. Ale to na końcu.

Kiedy przyszło co do startu to okazało się, że moja grupa jest do prawdy mocna - kolega Latoszek, Bętlewski, Rafał Wiatrak z Milicza, Tomek Płóciennik z Cieszkowa, za nami dwie i cztery minuty znajomi z ImMotion Team z Wrocławia z Mikołajem Jurkowlańcem na czele.

Okazało się jeszcze co innego, że ta mocna ekipa jest na tyle mocna, że aż na podjazdach nie do wytrzymania. Mimo szczerych chęci do jazdy i próby zaginania nie dałem rady podjechać z nimi którejś tam sztywniejszej hopki i odpadłem. Dość szybko doszli mnie konie z ImMotion, ale nie było szans się zaczepić. Nie te watty! Kilka dobrych kilometrów później dojechali koledzy Otfinowski i Koziatek. Zaczęła się trochę szybsza jazda, ale w końcu na taką mnie jednak było stać, a tętno nie szalało tak bardzo, nie wiem tylko czemu jechałem aż nazbyt asekuracyjnie. Gdy nadszedł czas "rozjazdu" na mega i giga zwątpiliśmy - mówili dwa razy mega, ale kawałek dalej jest strzałka z napisem giga..... Pojechaliśmy na giga. Okazało się, że jednak miało być dwa razy pętla giga i finalnie 162km. Nam wyszło ciut mniej ze względu na to, że......strażacy na tym właśnie skrzyżowaniu pokierowali nas na pętlę mega i powiedzieli to samo - meeeega dwa razy to giga. No to jechaliśmy z przeświadczeniem że nadrobiliśmy kilometrów z 15.

Jazda dalej to tylko umieranie i wysychanie... w bidonach pustka, ale wodą i izotonikiem poratował mnie Kolega OTFINOWSKI - szacun, dziękuję serdecznie. Uratowałeś mi życie bidonem :) I tak sobie pyrkaliśmy powoli do mety, gdzie.... było już wielkie zamieszanie.

W pierwszej wersji, zawody wygrywa Zbyszek Kreft, drugi jest Tomek Płóciennik który zrobił 100km z małym haczykiem, Koziatek trzeci... ja jestem piąty... Niby super, ale.... gdzie chłopaki z imMotion i CCC Wulkan?! Pomylili trasę?! NIE! Wjechali chwilę po nas jadąc "prawidłowo". Nam z liczników spisano czasy i dystanse i podjęto decyzję że wg. średniej mniej więcej wszystkim dodają 30min... innym jeszcze więcej bo nawet 40 czy 70. Masakra!

Niestety, piszę niestety! dlatego, że jak już takie były plany to tak miało być do końca, organizator na szybko zmieniał trasę wyścigu GIGA - dosłownie kilka minut przed startem dowiedzieliśmy się, że ugiął się po prośbach i "protestach" uczestników, którzy chcieli / mieli wcześniej wrócić do domu etc. No fakt, start dystansu giga, z takim przewyższeniem o godzinie 10:00 do najszczęśliwszych nie należał, ale każdy wie jakie ma warunki i na co się pisze. Finalnie wyszło niezłe zamieszanie z wynikami, z trasą, z pomyłkami, a to spotkało mnie pierwszy raz w życiu. Ale żeby nie było tylko marudzenia.... na wielki plus pyszny makaron na mecie, dobre oznakowanie trasy i potwierdzenia (do czasu rozjazdów na giga mega), całkiem spora obstawa na skrzyżowaniach w postaci strażaków (no ale tu wielki minus że większość z nich wolała siedzieć na trawie z nosem w telefonie, nie wszyscy ale całkiem spora część), mega świetna trasa i piękne ciężkie podjazdy... A i jeszcze mi się przypomniał jeden minus...... finisz na rynku podczas festynu to nieporozumienie, chodzący ludzie na kresce start/meta nie dali zafiniszować. Organizatorowi radzę choć raz wybrać się na maraton np. w Łasku, Zieleńcu czy Nietążkowie bądź do Choszczna by poznać standardy organizacji supermaratonów.pl bo i na trasie przydałby się punkt kontrolny, a tak każdy jechał gdzie chce. W sumie można było posiedzieć na rynku w knajpie i wyjść po 5h z rowerem na metę. Ps. Asfalty bardzo dobre!

Nie krytykuję, mam nadzieję, że Lubomierz będzie i za rok w naszym cyklu, bo maraton ma mega potencjał, organizator ma pasję więc proszę o wyciągnięcie wniosków z popełnionych błędów i do zobaczenia na starcie za rok!

cad: 79

4 w kat. m2 oraz 9 open.

Na starcie :)




Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ejsza

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]